Zakończenie nr 1 Maroko 2017a

Witam Cię Drogi Czytelniku mych wypocin,

Winien Ci jestem jeszcze kilka słów zakończenia mojej (naszej) wyprawy do Maroka.



Po przejechaniu najdłuzszego odcinka marokańskich przestrzeni, dojechałem, ja rowerem Agata autobusem i rowerem do pieknego miejsca, skrytego w gaju palmowym, skąd następnego dnia ruszyliśmy, jak się wydawało, na podbój pustyni, do turystycznej Mekki marokańskich piasków, do Merzugi.
Przejechaliśmy w skwarze i pod wiatr jakieś 50 km. Tylo przez nasza głupotę lub dzięki niej, przejechaliśmy tylko, albo aż tyle kilometrów. Wiatr był tak wielki, że kilka razy o mało co, nie skończyłem pod kołami autobusów i raz wielkiego tira. Słońce schowało się za piaskowymi chmurami, wzbijanymi przez pieprzony wiatr, który rowerzyście zawsze w morde wieje. Wjechaliśmy na pustynie, nie na kamienistą hamadę, a na najprawdziwszą saharyjską piaskownicę. Przypomniał misie dowcip opowiadany kiedyś przez Karola Strasburgera w Familiadzie o tym jak dwa koty szły przez pustyniue i jeden mówi do drugiego: bracie, nie ogarniam tej kuwety. My też jej nie ogarnęliśmy. Dojechaliśmy wyj....ni do miasteczka Ar-Raszidijja, w którym wynajęliśmy "apartament" na 4 piętrze budynku, w którym, co dziwne w tamtym miejscu, była knajpa marokańsko - japońska. ie było w niej co prawda shushi, ale wystrój jak najbardziej, przypominał japońskie mangi. Okazało się, że właściciel owej knajpy, przez kilka lat mieszkał w Japonii. Nie próbowaliśmy potraw tam serwowanych. Woleliśmy pójść w miasto. Może źle zrobiliśmy, bo to pójście w miasto, odbiło się na mnie fatalnie. Ja od 2 lat nie jem gównianego jedzenia, nie jem żarcia smażonego na głębokim tłuszczu, nie jem mięsa i takie tam ... A na kolację, zjadłem omlet,który topił się w jakiejś mazi przypominającej zużyty smar z mojej piasty. Ale byłem tak zmęczony i wkurwiony, że było mi w tym momencie wszystko jedno co jem. No i się doigrałem. Wieczorem napieprzały mnie kich niemiłosiernie. Może przez to, daliśmy sie namówić Hassanowi, na wycieczkę na zachód Słońca na Erg Chabbi. Na szczęście nie zapłaciliśmy my całej kasy, tylko 1/3. W "apartmencie", po "negocjacjach", za lodówką, znaleźliśmy najpawdziwszego camela z ... Lanzarotte. No tego k... jeszcze nie było, żeby dać się w ch... zrobić camelowi z Lanzarotte (Lanzarotte to jedna z wysp Kanaryjskich; byłem i widziałem tam camele). Rano, poszliśmy po rozum do głowy i zrezygnowaliśmy z zachodu Słońca, wielbłądów i całego tego gównianego, turystycznego szitu. Nie wspominając o tym, że cały czas wiatr wiał jak wściekły i tak, zachodu Słoneczka by romantycznego nie było.



Hassan, jak się dowiedział, że zrezygnowaliśmy, mało co nas na początku nie zabił ... wzrokiem. Gdyby miał moc Bazyliszka, to wyparowalibyśmy jak kometa Shoemaker-Levy 9 wpadającą w atmosferę Jowisza kilka lat temu, Ale za chwilę, chciał nam sprzedać juz nie jazdę a camelach, a dżipami. Ale i z tej "fantastycznej" atrakcji nie chcieliśmy skorzystać. Stanęło na naszym - nie jedziemy na camelach, ani dżipach, mamy w d... zachód Słońca, ja czuję się po omlecie fatalnie. Jakoś się udało wyłgać. Resztki naszej czujności poprzedniego dnia, kazały nie płacić całej kwoty za "camela z Lanzarotte" i zachód Słońca na pustyni. Choć w chwili przebłysku naszego, a w zasadzie o jego intelektu, chciałem dymać rowerem następne 100km po rozgrzanym pustkowiu, potem dosiąść camela i pruć na jego grzbiecie przez 2 godziny do "obozu" na pustynie, by zobaczyć zachodząca Naszą Gwiazdę Dzienną za ... tumany piasku. Na szczęście otrzeźwieliśmy w porę i nie daliśmy się zrobić w rzeczonego wielbłąda z Lazarotte, czyli po naszemu w ch...a.
Wieczorem złapaliśmy autobus do Tangeru, gdzie czekała na nas paczka z zakupami z Taurirtu. Po 13 godzinach dojechaliśmy do Tangeru.
Tam spędziliśmy 2 noce w oczekiwaniu na prom na Stary Kontynent. Ale o tym może jeszcze coś napiszę :)

Trzeba Wam wiedzieć, że już niebawem ruszam w ponowną podróż po Maroku. Muszę zakończyć pewien etap swojego żywota, a tylko tam mogę tego dokonać, aby być w zgodzie ze sobą i swoim życiem.
Oczekujcie zatem moich następnych wypocin.